We wprowadzeniu do tegorocznego konkursu złotniczego w ramach Legnickiego Festiwalu SREBRO 2014 (wprowadzenie autorstwa Sławomira Fijałkowskiego) znalazłam m.in. zdanie, które mocno pogłębiło mój depresyjny stosunek do rzeczywistości. Na zasadzie, że: co innego wiedzieć i czuć, a co innego zobaczyć napisane czarno na białym…
A mianowicie: “Hand Made? Ekonomiczna presja efektywności zepchnęła tradycyjne rzemiosło w przestrzeń zjawisk antropologicznych.”
Porozmawiajmy o efektywności – czasie, cenach, opłacalności… O tym wszystkim, o czym rozmawiać podobno nie wypada wśród gentlemanów, a głowa boli, kiedy się o tym myśli samemu…
Na tapetę pójdą kolczyki z poprzedniego eksperymentu (do przeczytania tu: Rozmyślania… o technice), głównie z tego powodu, że dzięki poprzednim analizom wiem już dobrze ile czasu trwa ich wykonanie.
A więc podsumujmy czas konieczny do stworzenia i SPRZEDANIA tego dzieła:
– jeśli szycie jednego kolczyka trwa 3 godziny i 7 minut, to łatwo obliczyć, że na wykonanie dwóch zużyję 6 godzin i 14 minut.
Ale to nie wszystko 🙁
– żeby przygotować się do pracy, dobrać odpowiednie jakościowo i kolorystycznie sznurki, koraliki, zapięcia itp. oraz choć przez moment zastanowić się jak kolczyki mają wyglądać potrzeba przynajmniej pół godziny;
– po zakończeniu szycia należy jeszcze zamontować bigle, podkleić tył kolczyków filcem lub skórą – kolejne 30 minut;
– impregnowanie całości – 10 minut (plus schnięcie impregnatu, ale to pomińmy – dzięki dobrej organizacji pracy w czasie schnięcia kolczyków można przecież wykonywać inne zadania);
– teraz pora na wykonanie zdjęć – łącznie ze zgrywaniem ich do komputera szacuję, że na tym etapie zużyję ok. 40 minut;
– obrobienie zdjęć w komputerze, spisanie wymiarów, stworzenie tekstu (oraz jego tłumaczenia na inne języki) potrzebnego do stworzenia oferty – ok. 45 minut;
– wrzucenie zdjęć i opisów do internetu (własny blog/strona internetowa, Facebook, Pinterest oraz kilka galerii internetowych, dzięki którym mam nadzieję sprzedać swoją pracę) – to długi proces, muszę przyjąć ok. 1,5 godziny;
Teraz mogę już czekać na reakcję Klientów i pierwszy sygnał, że kolczyki znalazły swojego amatora. Choć często zdarza się, że zanim Klient podejmie decyzję trzeba będzie odpowiedzieć na kilka jego pytań, od czasu do czasu porozmawiać z osobami prowadzącymi galerie (lub poszukać kolejnych) – zarezerwuję więc na korespondencję i rozmowy telefoniczne ok. 20 minut;
Jeśli sprzedaż stanie się faktem, wystarczy już tylko:
– zapakować kolczyki i zaadresować przesyłkę – ok. 20 minut;
– wystawić fakturę lub paragon – ok. 10 minut;
– udać się na pocztę i odstać tam swoje w kolejce – zakładam 40 minut.
Jeśli do równego rachunku dodamy kilka minut na kawę i kilka skłonów (w czasie długiego szycia, a także siedzenia przed komputerem, kręgosłup daje się we znaki!), to wyjdzie… równe 12 godzin!
Czasu na ewentualne pomyłki i poprawki nie uwzględniam.
Ile da się zarobić przez te 12 godzin? Czyli: ile mają kosztować kolczyki? Hmmm… trudna decyzja 🙁 Chciałoby sie podać cenę jak najwyższą, ale przecież nie “zaporową”… Niech będzie… 300 PLN.
Już słyszę głosy typu: “to za dużo!“, “kogo stać za kolczyki za 300 zł?“, “nikt za tyle nie kupi!”… Niestety, te głosy mają sporo racji. Ok, trudno, jeśli zależy mi na tym, żeby coś zarobić, to niech będzie: 250 zł.
Pomyślicie sobie pewnie: “250 zł za półtora dnia pracy… powiedzmy 25dni roboczych w miesiącu, to znaczy, że… da się wyciągnąć w ten sposób jakieś 4000-4250 zł na miesiąc, całkiem nieźle!”
Nooo…. niestety… niezupełnie 🙁
Wiele zależy od tego gdzie i jak staramy się sprzedać własne wyroby. Jeśli udaje się to zrobić “własnym sumptem” – super! Oszczędzamy sporo kasy, choć zapewne zużywamy dużo czasu. Jeśli w tym celu wykorzystujemy galerie internetowe, to kilka do kilkudziesięciu procent ceny naszego dzieła oddajemy właścicielowi galerii. Jeśli współpracujemy z galerią stacjonarną prowizja może sięgać 50% (lub nawet więcej) ceny sprzedaży.
Nie bez znaczenia jest też koszt materiałów. Sutasz jak wiadomo jest bardzo pracochłonny, ale materiały do jego wykonania są relatywnie tanie. Inne techniki będą miały swoją specyfikę, ale wiele z nich wymaga operowania dużo droższymi materiałami. Dla potrzeb analizy finansowej przyjęłam 20%-wą prowizję agencji internetowej i 17,50 zł jako koszt materiałów potrzebnych do wykonania sutaszowych kolczyków (w tym mieści się również koszt wizytówki lub ulotki wkładanej do przesyłki dla Klienta, koszt opakowania i koperty). Odejmując od ceny sprzedaży wspomnianą prowizję, koszt materiałów oraz konieczne do zapłacenia podatki wynik wychodzi następujący: ok. 50% zysku (20%, tj prawie 50 zł, przy sprzedaży w galerii stacjonarnej i … 7% – słownie: siedem procent czyli ok. 17 zł! – przy sprzedaży w galerii stacjonarnej i koszcie materiałów równym 50 zł, co ma często miejsce np. w pracach złotniczych)*.
Dobrze to widać na poniższych diagramach:
Cóż… Załóżmy, że jednak w tym wypadku skorzystałam z tej najbardziej opłacalnej formy sprzedaży i na kolczykach udało mi się zarobić… 124,18 zł. Nieco ponad 10 zł za godzinę pracy… Moja Pani Sprzątająca bierze 15 zł…
Przyjmując 8 godzin pracy dziennie i 25 dni roboczych w ciągu miesiąca (co oznacza, że – o ile nie pracuję na etacie w innym miejscu – mogę cieszyć się wolnymi popołudniami, niedzielami, a nawet jedną lub dwoma wolnymi sobotami!), mam do dyspozycji 200 godzin roboczych w miesiącu, w ciągu których zdążę uszyć 16,67 pary kolczyków, co da mi dochód nieco ponad 2000 zł za miesiąc. Nadal nie jest źle! Dwa tysiące za satysfakcjonującą, spokojną pracę, z wolnymi popołudniami… naprawdę fajnie! W wolne soboty i niedziele mogę przygotować dokumenty dla księgowej lub zająć się tym, czego oczekują ode mnie różne urzędy. Dbają przecież o moją rozrywkę i a to zafundują mi konieczność przeprogramowania kasy fiskalnej (Urząd Skarbowy) a to konieczność rejestracji bazy danych (GiODO), bo zachciało mi się wprowadzić na stronie opcję newslettera… To tylko kilka z najnowszych przykładów…
Ale wracając do rzeczy: jest całkiem nieźle, jest fajnie!
No cóż, jednak fajnie być przestaje, kiedy podliczymy konieczne wydatki:
– 972,40 zł na ZUS
– ok. 100 zł na szybkie łącze internetowe (to moje narzędzie pracy, ale uwaga! – chodzą słuchy, że niedługo firmy zarejestrowane w lokalach mieszkalnych będą mogły odliczyć tylko część wydatków na internet, ponieważ z pewnością wykorzystywany jest również prywatnie!)
– ok. 200 zł na obsługę księgową
– parę złotych na utrzymanie własnej domeny (ale to tylko opcjonalny wydatek, nie wszyscy muszą go ponosić).
Nie liczę wydatków na własną, osobną pracownię, bo działalność prowadzę w domu. Nie liczę kosztu prądu, bo i tak nie siedziałabym po ciemku. Co niestety nie oznacza, że rachunki za prąd, wodę i ogrzewanie nie przyjdą… A może zwiększyć szansę na sprzedaż wyrobów uczestnicząc w targach, giełdach lub kiermaszach? Zazwyczaj jest to pewien wydatek, nie tylko związany z uczestnictwem, ale też aranżacją stoiska i dojazdem… Nie, za drogo, nie mam na to czasu, na razie o tym zapomnijmy. Ale może się zdarzyć, że trzeba będzie gdzieś pojechać w innych sprawach służbowych lub choćby urzędowych (koszty transportu) lub zadzwonić (koszty komunikacji), ale niech tam! Zapomnijmy o tych wszystkich wydatkach! Może mam bogatego męża, który pokrywa tego typu wydatki? Nie mam? Ech! Szkoda, bo tu by się akurat przydał…
Z zarobionych 2000 zł zostaje jeszcze ciągle prawie 800!
800 zł, które przede wszystkim mają starczyć na życie. I to tylko w sytuacji, jeśli z poprzedniego wcielania pozostał mi jeszcze sprawny komputer z legalnym oprogramowaniem, aparat fotograficzny oraz niezbędne w technice, którą się posługuję narzędzia… (albo chociaż dobre okulary!). I tylko wtedy jeśli jakimś cudem sprzeda się wszystko co w ciągu miesiąca zdołałam wyprodukować – założenie możliwe do przyjęcia tylko dla potrzeb podobnych analiz, w rzeczywistości nie mające zastosowania. W przeciwieństwie np. do ZUS-u – nieuchronność wniesienia co miesiąc tej opłaty mamy jak w banku. Nawet jeśli nie uda się zarobić ani grosza…
Ale zaraz, przecież mogę zwiększyć wydajność, pracować więcej niż 8 godzin dziennie, prawda? Prawda!
I pracuję więcej! Ponieważ nie wspomniałam jeszcze o tym, że czas poświęcony na naukę i dochodzenie do wprawy w danej dziedzinie nie spada z nieba i nie został mi darowany. Że kiedyś trzeba kupić potrzebne materiały, a także te narzędzia, które zdążyły się zużyć. Że dobrze byłoby śledzić najnowsze trendy, oglądać prace innych twórców, napawać się kulturą oraz chłonąć sztukę, co jest niezbędne, żeby się inspirować. A w końcu, że projekty również nie leżą na ulicy i trzeba poświęcić czas i wysiłek na to, żeby opracować nowe wzory. Czasem wykonać egzemplarze testowe, makiety, próby…
Jestem prawie pewna, niemal dam sobie głowę uciąć, że o tym aspekcie nie myśli żaden dokonujący zakupu Klient…
Jeśli więc, WIELCE SZANOWNY KLIENCIE, zapytasz mnie jeszcze kiedyś:
“Czemu tak drogo???“, “Czy można dostać rabat?“, “Kiedy będzie promocja lub konkurs, bo chcę to mieć, ale nie płacić?”, “Jakie są zniżki dla stałych klientów?” to… chyba nic Ci nie odpowiem… Bo nie mam już siły kopać się z koniem! 🙁 Za to pozwól, że powiem Ci to teraz:
Nie jestem korporacją, nie mam pracowników, działu marketingu, sztabu strategów, budżetów, funduszy, PR, HR i CHGW. Zrozum, że prawa, zwyczaje i normy obowiązujące w jednym miejscu, nie muszą obowiązywać w innym.
Moje prawa i normy mówią co następuje:
– nie targujemy się! Wybacz, ale tu nie bazar.
– to, że nie masz pieniędzy nie jest moim zmartwieniem. Jeśli możesz i chcesz – kupujesz. Jeśli nie, to nie. To naprawdę proste!
– w świetle powyższych wyliczeń nie zrobisz dobrego wrażenia stwierdzeniem “tak wysokie ceny są niemoralne“. Powiedz to samo w Urzędzie Skarbowym.
– jeśli inni sprzedają taniej, to czemu przychodzisz do mnie? A taniej – dlaczego? Może nie płacą podatków, wtedy kupując możesz brać udział w przestępstwie, a może ich prace są kiepskiej jakości (np. klejony a nie szyty sutasz)?
– w moich pracach nie wszystkim będzie do twarzy, ani moim pracom nie będzie do twarzy ze wszystkimi. Dlatego czasem wybieram. I czasem odmawiam.
– prawda jest taka, że zarabiam na życie innym sposobem, bo z 800 zł miesięcznego dochodu nie umiałabym się utrzymać. Ale kocham tworzyć i wkładam w to dużo pasji. Moje dzieła nie muszą Ci się podobać, ale byłoby miło, gdybyś zauważył i/lub docenił wysiłek i wkład pracy.
– wymiana “zielonego na fioletowe” to nie jest drobiazg. Najczęściej oznacza, że pracę trzeba wykonać od nowa, więc jeśli zamawiasz coś specjalnie do siebie, to jasno sprecyzuj swoje wymagania. A potem się tego trzymaj.
– “bo tu, o!, mi się to urwało” nie działa jeśli na kolczyku lub bransoletce widać ślady opon… Czemu zakładasz, że mam kłopoty z percepcją i logicznym rozumowaniem?
– moją dewizą są – nie moje, ale jakże słuszne – słowa: “Kiedyś traktowałem ludzi dobrze, teraz – z wzajemnością“. Wiec… pozwól się szanować.
PS. Dziękuję sutaszowiczkom za wsparcie, pomocne uwagi w kwestii powyższego tekstu oraz wiele rozmów i dyskusji, które stały się inspiracją do jego powstania! 🙂
* I jeszcze uwaga techniczna: proszę powyższe obliczenia traktować szkicowo, zapisy księgowe dotyczace konkretnych przypadków mogą się znacznie różnić. Moją główną intencją było pokazanie, że czas potrzebny na wykonanie każdej pracy to nie tylko czas spędzony z igłą i nitką albo przy stole złotniczym. Oraz, że faktyczny wynik finansowy nie wygląda tak różowo jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
Sto imparando da poco tecnica, ho fatto un paio di orecchini al creattiva di Bergamo e ho acquistato il materiale certo che bisogna aver una buona vista eh? Il risultato e’ stupendo, mi piaciono i ghirigori io li faccio anche con il filo d’ottone o d’alluminio, ma cosi’ e’ meglio perche’ c’e’ tanto colore. Bello e poi la tecnica e’ una novita’ in Italia. Ho visto pero’ che nei paese dell’est va molto. Pero’ c’e’ poco in vendita. Quelli di Dori sono stupendi, ma costano un sacco di soldi. Un saluto Giulia
Ze swojej strony dodałabym jeszcze dwa drobne (albo i nie) szczegóły: 1. Nie każdy potrafi zrobić/stworzyć coś fajnego. Z różnych względów (nie potrafi technicznie/nie ma zdolności/nie ma chęci/etc.) Może to i głupie, ale cena za produkt ręcznie robiony powinna być też jakimś “ukoronowaniem” naszych umiejętności. 2. Opłata za rękodzieło powinna uwzględniać fakt, że robimy daną rzecz najczęściej w jednym egzemplarzu. Czyli jest unikalna. To nie jest produkt masowy przywożony z Chin. należałoby o tym pamiętać zwłaszcza wtedy, gdy jest coś robione na zamówienie, gdy przedmiot ma być dostosowany do indywidualnych potrzeb Klienta. I za tę wyjątkowość i ukłon w jego stronę też powinno się pobierać wynagrodzenie.